Jak zarobić na likwidacji ogrodu, czyli sprawa dawnego ROD Metalowiec w Chojnicach

2110.2016

Kolejny odcinek serialu o tym jak władze miasta przyczyniły się do przekształcenia ROD Metalowiec w Chojnicach w osiedle mieszkaniowe. Szkoda jednak, że nie uprzedziły eks-działkowców, że przyjdzie im za to słono zapłacić. Bowiem z dniem, gdy ROD przestał być ogrodem wszystkie znajdujące się w nim budynki stały się samowolami budowlanymi, a koszt ich legalizacji to nawet 50 tys. zł od jednej altany. W rezultacie likwidacja ogrodu okazała się intratnym interesem dla miasta, a nie zwykłych ludzi.

Burmistrz  Chojnic próbuje wyjść z twarzą z tego impasu  i zabiega u Wojewody Pomorskiego o zwolnienie dawnych działkowców z opłat legalizacyjnych, ich obniżenie bądź rozłożenie na raty. Tym samym po raz kolejny władze miasta przykładają rękę do łamania prawa, bowiem 160 z tych rzekomo „biednych” eks-działkowców, których nie stać na uiszczenie opłaty legalizacyjnej, to właściciele ponadnormatywnych, komfortowych altan, które za cichym przyzwoleniem samorządu były budowane przez lata. Władze Chojnic nie reagowały, gdy do łamania prawa dochodziło, z kolei teraz próbują ugrać jak najwięcej, gdy działkowcy nie mają żadnej alternatywy.

Jak to się zaczęło?

Dawny ROD Metalowiec w Chojnicach w województwie pomorskim jest zlokalizowany w sąsiedztwie Borów Tucholskich i wielu jezior. Ogród użytkowało 412 działkowców i ich rodzin.  Działkowcy stworzyli tam zielone zacisze, które służyło im nie tylko jako miejsce uprawy warzyw i owoców, ale też wypoczynku. Niestety 30 maja 2014 roku stał się początkiem końca ogrodu. Tego dnia odłączył się on od PZD, a miasto podjęło działania w kierunku przekształcenia ogrodu w osiedle mieszkaniowe. Dla zwykłych działkowców oznaczało to bezpowrotną utratę swoich działek.

Wobec prawa są równi i równiejsi?

Można odnieść wrażenie, że użytkownikom działek w ogrodzie odpowiadał taki stan rzeczy, a to Polski Związek Działkowców nie wykazał wobec nich odpowiedniej troski, skoro zdecydowali się opuścić jego struktury. Nic bardziej mylnego.

Wszystko sprowadza się do zapisów nowej ustawy o zmianie ustawy Prawo budowalne i niektórych innych ustaw, która weszła w życie 30 kwietnia 2015 roku. Zgodnie z nią, w rodzinnych ogrodach działkowych mogą znajdować się altany o powierzchni nie większej niż 35 m² i o maksymalnej wysokości do 5 m. Wszystkie altany, które nie spełniają tych kryteriów muszą zostać rozebrane. Co ważne, nigdy w żadnych przepisach, ani wśród władz Polskiego Związku Działkowców, nie było przyzwolenia na budowę altan ponadnormatywnych. Wręcz przeciwnie, Związek ciągle podejmował działania, aby temu zapobiegać, a nowa ustawa nałożyła na zarządy ROD obowiązek zgłaszania przypadków ponadnormatywnych altan.

Sytuacja robi się jasna, kiedy weźmiemy pod uwagę, że w dawnym ROD Metalowiec w Chojnicach znajduje się aż 160 takich altan, co więcej… przez lata do ich budowy zachęcały działkowców miejscowe władze (!).

Determinacja, z jaką część działkowców dążyła do zmian stanu prawnego terenów ROD Metalowiec jest w takim razie zrozumiała. Część z nich zapewne świadomie łamała prawo, budując ponadwymiarowe altany i licząc, że „jakoś to będzie”. Inni uwierzyli lokalnej władzy – przecież sama zachęcała do działania na własną rękę, skoro „legalizowała” inne wykorzystywanie działek ogrodowych, meldując tam całe rodziny… Perspektywa rozbiórki tego, co zbudowano niemałym kosztem i wysiłkiem, a przede wszystkim utraty dachu nad głową, najlepiej mobilizowała ich do działania. Tylko w realizacji planów miasta widzieli szansę na zachowanie swoich altan-domów.

– To nie było tak, że powstawały samowolki budowlane. To działo się z aprobatą władz gminy - burmistrz zachęcał, mówił: „bierzcie sprawy w swoje ręce”. Ludzie byli w ten sposób kuszeni, a jednocześnie nie było problemu z zameldowaniem się na działkach, choć wszyscy wiedzieli, że łamane jest prawo – opowiada Wacław Kamiński wieloletni były prezes ogrodu.

Ukryty cel

Po przekształceniu ogrodu w osiedle domków jednorodzinnych, miasto nie musiało już formalnie go likwidować, a w związku z tym ponosić kosztów odszkodowań i szukać zamiennego terenu na jego odtwarzanie. W zamian zaproponowało działkowcom wykup gruntów dawnego ogrodu. Co mają jednak zrobić ci, których zwyczajnie na to nie stać? Mogą pozostać na swoich działkach jako dzierżawcy. Nie można mieć jednak złudzeń. Taka sytuacja może potrwać zaledwie chwilę. Nie ma szans, aby w samym środku osiedla w symbiozie istniały działki ogrodnicze i domy mieszkalne.

Z kolei miastu opłaca się ta sytuacja nie tylko z powodu ominięcia przepisów o likwidacji ogrodu, które obciążyłyby jego budżet dużymi kosztami. Drugim dnem tej historii jest fakt, że miasto przekształcając ogród w osiedle zyskało dostęp do sąsiedniej bardzo atrakcyjnej działki, do której wcześniej nie można było doprowadzić infrastruktury, ani nie było dogodnej drogi dojazdowej.

- Nie było zainteresowania tą działką, w przetargu nikt jej nie chciał, mimo fantastycznego położenia 4 km od Chojnic i 3 km do Charzyków. Na tych 15 ha może swobodnie być 100 kolejnych działek budowlanych. To będą najlepsze działki w mieście, ale trzeba do nich doprowadzić infrastrukturę. Otwarcie Metalowca daje szansę na przebicie się do tych 15 ha z uzbrojeniem komunalnym - instalacją wodociągową i kanalizacją – mówił burmistrz  Chojnic Arseniusz Finster niespełna miesiąc po wyroku chojnickiego sądu, który wygasił prawo wieczystej dzierżawy przez PZD do ROD Metalowiec, co otworzyło miastu drogę do przekształcenia ogrodu w osiedle. Jednocześnie absurdalnym jest, że do wygaszenia tego prawa doszło ze względu na obecność ponadnormatywnych altan w ogrodzie.

Obietnice palcem na wodzie pisane

Mark Twain mawiał, że „lepsza złamana obietnica niż żadna”. Nie uważają tak z pewnością eks-działkowcy z dawnego ROD Metalowiec, którym obietnice złożył Burmistrz Chojnic Arseniusz Finster, a obiecywał wiele: że przy wycenie działek gmina weźmie pod uwagę, że działkowcy wnoszą „w posagu” wart 2 mln zł wodociąg i infrastrukturę energetyczną. Obiecywał też legalizację już zbudowanych domów, parkingi na obrzeżach nowego osiedla, budowę kanalizacji. Tylko według niego działkowcy nie muszą się martwić o poważniejsze uszczuplenie powierzchni niektórych działek, bo przecież ogrodowe alejki trzeba będzie przerobić na osiedlowe uliczki. Choć w planach są jednokierunkowe, muszą być szersze od obecnych alejek.

- Ludzie stracą nie tylko część działek, ale w pasie dróg mają różne urządzenia, np. skrzynki energetyczne, które trzeba będzie na własny koszt rozebrać, postawić w innym miejscu. Usytuowanie terenu wskazuje, że potrzebna będzie przepompownia ścieków, a to jest koszt ok. miliona złotych – Jerzy Megger, przewodniczący Kolegium Prezesów Rodzinnych Ogrodów Działkowych  w Chojnicach, wylicza wydatki, jakie czekają działkowców.

Niestety złe wróżby się spełniły. Wśród warunków na jakich można wykupić działkę w dawnym ROD jest m.in. mowa o usunięciu na swój koszt wszelkich urządzeń w pasie przyszłej drogi: „nabywca usunie bez wynagrodzenia, położone na drodze wewnętrznej, przed frontową granicą nabywanej nieruchomości, ewentualne nakłady stanowiące: ogrodzenie wraz z fundamentem lub inne urządzenia nie będące częściami sieci uzbrojenia terenu oraz rośliny, a także zasypie, wyrówna i utwardzi żwirem nawierzchnię po robotach w terminie 3 miesięcy od dnia zawarcia umowy kupna nieruchomości”. Jak widać wsparcie ze strony miasta dla eks-działkowców jest wybitne. Miasto zabezpiecza sobie również tyły, by nikt, kto zauważy jak na niekorzystnych warunkach odbyło się to przekształcenie ROD w osiedle mieszkaniowe, nie rościł sobie praw do odszkodowań. „Nabywca zrzeka się roszczeń o: odszkodowanie za prawa do działki w Rodzinnym Ogrodzie Działkowym Metalowiec, przyznanie zamiennej działki w ogrodzie działkowym, dodatkowe odszkodowanie w wysokości wartości przewidywanych plonów” – czytamy w warunkach przetargu.

Co więcej, teraz, gdy nadszedł czas realizacji obietnic burmistrza, delikatnie mówiąc, symboliczne kwoty za jakie miały być sprzedawane działki w dawnym ROD przestały być już tak symboliczne. Za 600 m² działki miasto zażyczyło sobie blisko 27 tys. zł. Działki o powierzchni ok. 300 m² to koszt rzędu 14 – 16 tys. zł. Miastu trafił się także złoty strzał – na działce o powierzchni 1 tys. m² zarobiło aż 47 tys. zł.

Okazuje się jednak, że wykup gruntu to nie jedyne zmartwienie eks-działkowców. Muszą oni także uiścić opłatę legalizacyjną swoich altan bez względu na ich metraż. Dlaczego? Bowiem budowa altany w ROD nie wymaga pozwolenia na budowę, ale gdy ROD przestał być ogrodem, budynki postawione na jego terenie stały się samowolami budowlanymi. Jedynym sposobem, aby uchronić je przed rozbiórką jest ich legalizacja, ale ta jest bardzo kosztowna. W przypadku legalizacji budynku jako domu letniskowego wynosi ona 25 tys. zł, a jako domu mieszkalnego 50 tys. zł. I tutaj zaczęły się schody, bowiem koszty te są bardzo wysokie nawet dla tych butnych „działkowców”, mających naprawdę wielometrażowe altany-domy. Kogo bowiem stać na wyjęcie z portfela jednorazowo aż 50 tys. zł? Żyjemy w Polsce XXI wieku, państwie prawa, a jednak życzenie burmistrza Chojnic brzmi jak fantastyka. Burmistrz bowiem poprosił wojewodę pomorskiego o obniżenie bądź zwolnienie eks-działkowców z opłat legalizacyjnych i uzasadnia to…. ważnym interesem społecznym (!). Naprawdę? Spróbujmy połączyć fakty.

Wszystkie puzzle pasują do układanki

Na początku miasto zachęca działkowców do budowy ponadnormatywnych altan, bądź nazywając rzeczy po imieniu – domów mieszkalnych na terenie ROD. Następnie w sposób bezkosztowy „przejmuje” teren ogrodu, obiecując działkowcom gruszki na wierzbie, i otwiera sobie drogę do sąsiadującego z ogrodem do tej pory niewykorzystywanego terenu. I nagle w zaskakujący sposób, gdy działkowcy są już w potrzasku cena wykupu działek w  dawnym ROD wcale nie jest groszowa, jak początkowo obiecywał burmistrz. Tu mamy pierwsze zaskoczenie. Drugie, gdy eks-działkowcom przychodzi zapłacić za legalizację altan kilkadziesiąt tysięcy, a burmistrz niczym „dobry wujek” wstawia się w ich sprawie u samego wojewody pomorskiego. No cóż, przynajmniej nie może powiedzieć, że nic nie zrobił w tej sprawie. Jednak to absurdalne nadzieje, że wojewoda przyłoży rękę do tego bezprawia i, jakkolwiek by nie patrzeć, kreatywnego sposobu miasta na poprawienie swojego budżetu. Finalnie miasto zostanie wygranym – zdobyło tereny, na których mu zależało, ręce ma czyste, a rachunek za lekkomyślną decyzję eks-działkowców o wyłączeniu się z PZD zapłacą oni sami. Co więcej, lista strat działkowców jest jeszcze dłuższa, bowiem zostali oni zmuszeni do oddania bez odszkodowania fragmentów swoich działek w celu przekształcenia alejek ogrodowych na osiedlowe uliczki. To jednak nie koniec. Miasto zobowiązało działkowców do tego, aby sami uprzątnęli te części działek, które musieli nieodpłatnie zbyć w celu poszerzenia alejek.

Liczy się kasa, nie człowiek

Najbardziej poszkodowanymi działaniami władz Chojnic są jednak zwykli działkowcy. Ci, którzy od lat uczciwie uprawiali swoje działki, są właścicielami zgodnych z prawem altan, ale dziś … nie posiadają środków finansowych na wykup gruntów od miasta. To oni najbardziej walczyli za zachowaniem ROD w strukturach PZD. Polski Związek Działkowców otrzymywał od nich sygnały o ich fatalnym położeniu i przez wiele lat walczył wytrwale o zachowanie ROD i interesy działkowców. Jednak przez decyzję miasta i dawnych użytkowników działek, którzy łamali prawo, ma związane ręce. To smutne, że władze miasta opowiedziały się przeciwko własnym mieszkańcom. Zamiast bronić uczciwych obywateli, postanowiły kierować się własnym interesem i tych, którzy postępują wbrew prawu. Tym bardziej, że wygaszając prawo wieczystego użytkowania PZD do terenów ogrodu, odebrały działkowcom ich opiekuna i ostatnią deskę ratunku. Czy nie taki był jednak plan władz Chojnic?

Czy ogrody w miastach są potrzebne?

Władze niektórych miast starają się przekonać lokalną społeczność, że to ogrody są przeszkodą w rozwoju miast, a ich likwidacja otworzyłaby przed miastem nowe możliwości. Szkoda jednak, że urzędnicy nie dostrzegają faktu, że dziś ogrody są otwarte i swój czas w nich może spędzać każdy z mieszkańców. Natomiast zabetonowanie tego terenu, wybudowanie olbrzymich, zamkniętych osiedli pozbawi mieszkańców miasta możliwości korzystania z tych terenów.

Urzędników szczególnie uwierają działania Polskiego Związku Działkowców, który od kilkudziesięciu lat stoi na straży interesów działkowców. Nie pozwala on likwidować ogrody pod deweloperskie inwestycje. Trudno bowiem uznać blokowisko za cel publiczny. Co innego jednak, gdy likwidacja ogrodu ma faktycznie przysłużyć się użytkownikom działek. Tak było w przypadku, gdy miasto chciało na terenie jednego z bydgoskich ogrodów zbudować bibliotekę Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Wtedy Związek, ani działkowcy nie robili żadnych problemów. Co ważne, otrzymali jednak stosowne odszkodowania i teren na urządzenie nowego ogrodu.

Likwidacja ogrodu jest możliwa, ale powinna mieścić się w granicach zdrowego rozsądku, ponieważ ogrody to nie tylko ziemia, ale przede wszystkim ludzie. PZD broni tych uczciwych działkowców, którzy przestrzegają prawa i z oddaniem chcą uprawiać swoje działki. I to dla nich warto odpierać naciski władz niektórych miast, które tereny ogrodów już dawno by przejęły, podzieliły i sprzedały. Dlatego Związek nieustannie podejmuje działania, aby ocalić ogrody przed likwidacją, a gdy jest to niemożliwe dba o wypłatę odszkodowań dla działkowców. Warto zatem zaufać pewnej i doświadczonej organizacji jaką jest PZD, a nie politykom, którzy zmieniają się co kadencję, można bowiem skończyć tak jak działkowcy z ROD Metalowiec w Chojnicach.